niedziela, 22 marca 2015

06. rozdział szósty - what's it all about?

Trudno byłoby w zasadzie określić, czy to blask księżyca tworzył to delikatne światło, czy była to pojedyncza lampa w kuchni, którą Zayn nieopatrznie zostawił włączoną, kiedy rozpakowywał chińczyka na wynos. W sumie nie było to takie ważne - ważne było, że w mieszkaniu panował ten dziwny rodzaj ciemności, do której oczy przyzwyczajają się nadzywczaj szybko i pozwalają odróżniać kształty przedmiotów bez najmniejszego problemu.
- Co za syf.
Charlie szybko przebiegła wzrokiem po tym fragmencie podłogi, który był w zasięgu jej wzroku i powstrzymała się od ciężkiego westchnienia na widok rozwalonych na podłodze pudełek po sajgonkach i makaronie sojowym. Ostatnią rzeczą, jaką można było niej powiedzieć, to to, że była pedantką, ale rozerwane siłą zawiniątko, wypływające z którego resztki sosu rozkosznie barwiły linoleum na bliżej nieokreślony w ciemności kolor zbytnio nie napwały jej radością i optymizmem. O ile coś mogłoby ją w sytuacji, w jakiej się znalazła, tym optymizmem w ogóle napawać - każdy kto w życiu miał wątpliwą przyjemność dowiedzieć się, że został zdradzony przez ukochanego czy ukochaną może poświadczyć. Na razie jednak widok byłego chłopaka wypowiadającego raniące zdanie był gdzieś daleko z tyłu głowy Charlotte. Przez zupełny przypadek było komu o to zadbać.
Zayn zamknął jednym ruchem zasuwaną szafę, do której schował cały karton VHSów z Friendsami, których, szczerze mówiąc, odechciało im się oglądać stosunkowo szybko, i odwrócił się do Charlotte, która siedziała na podłodze, oparta plecami o kanapę, trzymając w ręku kieliszek od wina i wpatrując się w niego bez jednego mrugnięcia.
- Jeśli Cię to jakkolwiek pocieszy, przyczyniłaś się do niego w dużym stopniu, kochanie - powiedział, zadowolony z siebie i omijając zręcznie plastik z niedokończonym jedzeniem usiadł obok dziewczyny, tak, że teraz stykali się ramionami - Powinnaś się raczej cieszyć, że mój urok osobisty przekonał tę Chinkę do zrobienia nam jedzenia tak późno...
Charlotte bardzo chętnie przewróciłaby oczami, ale ugryzła się w język i pociągnęła tylko łyk z kieliszka, nadal nie spuszczając wzroku z chłopaka. Bądź co bądź, dochodziła czwarta nad ranem, a on, pomimo swojego irytującego charakteru, chamskich dogryzek i seksualnych zapędów, ani razu nie dał jej do zrozumienia, że ma jej dość. A zdecydowanie miał czego. Złapała się na tym, że przygryzla wargę przypominając sobie, jak wbiegła do domu ledwo oddychając i trzęsąc się, sama nie wiedząc, czy ze złości, z żalu, czy z rozczarowania. A Zayn? Zayn po raz pierwszy od czasu, kiedy u niego zamieszkała i rozpoczęła pracę jako jego ochrona, zachował się jak człowiek, który jednak ma serce na swoim miejscu. Nawet nie próbował pytać co się stało - posadził ją najpierw w salonie, błyskawicznie zaopatrzył w czerwone wino, potem w coś do zjedzenia, a potem zaczął sypać anegdotkami z czasów, kiedy jeszcze śpiewał w zespole.  Śmiesznie czy nie, po prostu nie przestawał mówić i tak jak zazwyczaj doprowadziłoby ją już to dawno do szewskiej pasji, tak teraz działało to na nią jak balsam, a Zayn zdawał sobie doskonale zdawać z tego sprawę.
- Dlaczego nic nie mówisz?
Charlie otrząsnęła się. Zayn uśmiechał się do niej, jak gdyby miał jakiejś najwyżej wagi tajemnicę, która jej dotyczyła i ledwo postrzymywał się przed jej wyjawieniem. Lewy kącik ust delikatnie mu drgał.
- Zastanawiam się, dlaczego jesteś dla mnie taki miły.
Roześmiał się.
- Naprawdę uważasz mnie za takiego potwora? Nie mogę być po prostu sympatyczny?
- Cóż, jeśli mam być szczera, to do tej pory kojarzyłeś mi się wyłącznie z molestowaniem seksualnym i arogancją.
- Najwyraźniej się myliłaś. Nie sądzę, żeby w twojej agencji ktokolwiek nauczył cię błyskawicznego poznawania się na ludziach, nawet jeśli chodzi o tak utalentowaną osobę jak ty.
Charlie, nie wiedzieć czemu, przeszedł dreszcz. Zayn po raz pierwszy odkąd się poznali powiedział jej komplement. Na poważnie. Komplement, który w żaden sposób jej nie wyśmiewał, nie podważał kompetencji ani nie był ironiczny. Przez chwilę zastanawiała się, czy on naprawdę mówi serio, ale powiedział to tak poważnym tonem, że nie mogło być w nim ani grama żartu. Jego wyraz twarzy też się zmienił - nagle zaczął przyglądać jej się, wydawałoby się, jakby przenikliwie, jakby szukał dla siebie odpowiedzi w jej reakcji. Zaraz potem na jego twarz wpłynęło zadowolenie, jakby znalazł to, czego pragnął.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytała.
- Co? Że jesteś utalentowana? - odparł, z wyraźnym zadowoleniem, i wstał, podchodząc do okna, biorąc po drodze paczkę papierosów i wkładając jednego do ust. Charlie skinęła mu głową.
- Jeszcze nie doprowadziłaś do stanu, w którym chciałbym cię zwolnić. Dbasz o mnie wręcz podręcznikowo - powiedział, otwierając okno i wydychając dym na zewnątrz. Podmuch grudniowego powietrza poruszył delikatnie czarnymi lokami Charlotte.
- Jeśli ma tak pozostać, to musisz przestać tyle palić.
- Nie jesteś lepsza.
Zaczęło się. Przeszywał ją spojrzeniem. Czuła to pomimo okalających ich ciemności.
- Nie w tym stopniu. Nikotyna zabija.
- Skąd wiesz, że nie taki jest mój cel?
Nie dbając nawet o to, żeby zamknąć okno, Zayn wyszedł z pokoju.

Charlie przeciągnęła się leniwie na łóżku i usiadła, zagrzebana w pościeli. Przez okna do pokoju wpadały przyjemnie promienie słońca, tańcząc finalnie na jej stopach, nagrzewając gładką pościel i dając przyjemne ciepło. Nic nie wskazywało na to, że był grudzień, a zima zbliżała się wielkimi krokami. Świat na zewnątrz zdawał się mieć gdzieś upływ czasu.
Dziewczyna przechyliła się lekko w stronę szafki nocnej i sięgnęła po otrzymane Blackberry w celu sprawdzenia godziny. Parę minut po dziesiątej. Biorąc pod uwagę to, o której się położyła, była to całkiem przyzwoita godzina, bo dziewczyna nie należała akurat do rannych ptaszków.
Trzy nieodebrane wiadomości.
Zayn Malik:
Gdzie Ty jesteś?
Zayn Malik:
Dlaczego ty jeszcze śpisz?
Zayn Malik:
Natychmiast wstawaj i schodź na śniadanie!!!
- Trzy wykrzykniki, cóż z niego za furiat - mruknęła pod nosem Charlie i zeskoczyła z łóżka, jedną ręką sięgając po szlafrok i wychodząc z pokoju, leniwie powłócząc nogami. Niespecjalnie ją ciekawiło, co też skłoniło Malika do nagłej przemiany w żądnego dominacji, ale w kontekście wczorajszej rozmowy przeciąanie struny i pozostawanie w łóżku nie było najlepszym wyjściem.
- Zaaaaaaaaayn? - wrzasnęła, zmierzając w kierunku kuchni.
- Tak? - odpowiedział jej głos z salonu, zmuszając ją do rytmicznego spaceru w zupełnie innym kierunku.
- O co ci chodziło z... - Charlotte przerwała w pół słowa, wchodząc do salonu. Powiedzieć, że nie wierzyła własnym oczom w to, co zobaczyła, chyba nie będzie przesadą. W pomieszczeniu nie było śladu po wczorajszej nocy - wszystkie ślady jakichkolwiek emocjonalnych rozmów czy przyjaznych momentów zostały zatarte do ponownie sterylnej czystości, jaką Charlotte zastała wprowadzając się. Zayn posprzątał po ich jedzeniu, umył wszystkie kieliszki po winie i wyrzucił puste butelki. Sam porządek nie był jednak tym, co zaskoczyło dziewczynę. Źródłem zaskoczenia było to, że Zayn nie był sam.
Obok Zayna siedziała smukła blondynka w idealnie dopasowanych dżinsach i topie odsłaniającym brzuch. Pochylała się subtelnie w jego stronę, końcówkami włosów dotykając jego ramienia, jak gdyby chciała powiedzieć mu coś na ucho, a nogi miała przełożone przez kolana Zayna. Kiedy zauważyła, że Charlie wchodzi do pokoju, odsunęła się nieznacznie, by zaraz z lekkim grymasem rzucić jej spojrzenie wyższości. Charlotte przenosiła tylko zdezorientowany wzrok z Zayna na nieznajomą.
Zayn, do tej pory zainteresowany swoim gościem, odwrócił się do Charlie i uśmiechnął, jak gdyby nigdy nic.
- Jesteś nareszcie, ile można spać? Perrie, poznaj Charlotte. Charlotte od niedawna pracuje dla mnie w charakterze mojej... pomocy.
Pomocy? Pomocy? Pomocy, to ty zaraz będziesz potrzebował ty i twoja panienka, pomyślała Charlie, powoli zaciskając zęby.
- Perrie to moja była dziewczyna.
Gratulacje. Osiągnąłeś całkiem nowy poziom bycia idiotą i seksualnym popaprańcem.
- Umieraliśmy tu z głodu. No to co, co nam zrobisz na śniadanie?
Charlotte zatkało. Wpatrywała się teraz całkowicie zbita z tropu w Zayna, który z całkiem poważną miną czekał na odpowiedź na swoje pytanie. Świeżo przedstawiona Charlotte Perrie natomiast zdjęła nogi z mulata, i unosząc brew, pochyliła się do przodu, ukazując niby od niechcenia całemu światu okazałą zawartość swojego dekoltu.
Dupek. Cholerny pozer. Pieprzony nimfoman.
Charlie nagle rozszerzyła usta w jak najszerszym uśmiechu, starając się trzymać na wodzy wszystkie nerwy buchające w niej teraz z siłą prawdziwego wulkanu i podeszła powoli w kierunku pary, po czym nieoczekiwanie dla każdego w tym pokoju, usiadła Zaynowi na kolanach i z gracją godną tancerki baletowej włożyła mu dłoń we włosy i zaczęła delikatnie bawić jego czarnymi włosami.
- No, kochanie, koniec z tymi żartami. Naprawdę, jesteś bardzo zabawny - roześmiała się głośno śmiechem przesyconym wręcz w nadmiarze słodyczą - Dlaczego nie powiesz swojej...ekhm, przyjaciółce, kim naprawdę jestem?
Zayn wyglądał na naprawdę zaskoczonego. Mrugnął kilka razy, oszołomiony zaistniałą sytuacją. Tym razem on został wręcz w ułamku sekundy zapędzony w kozi róg.
Charlotte mrugnęła rozkosznie do Zayna, po czym odwrócila twarz do blondynki, która najwidoczniej ze zdziwienia rozchyliła odrobinę usta, tak, że teraz jej wyraz twarzy przedstawiał najwyraźniej ni mniej, ni więcej, co zawartość jej umysłu: pustkę.
- Jestem luksusową prostytutką, nie biorę mniej niż 1000 funtów za godzinę. Z gratisami. A, zapewne wiesz kochana, Zayn lubi igraszki, a jakie różnorodne! Na szczęście, sama wiesz, jest wspaniałym kochankiem, praca z nim to sama przyjemność. Umawiamy się od tak, plus minus, pół roku, przede mną było jeszcze parę moich koleżanek, ale niestety, żadna nie wytrzymała tempa, które narzuca ten ogier! - roześmiała się ponownie, dotykając delikatnie policzka Zayna, który wyglądał, jakby dopiero się narodził i bawiąc się nim, jak policzkiem niemowlaka i odrzuciła włosy do tyłu - Naprawdę doceniam, że postanowił mi Cię przedstawić. A teraz wypierdalaj.
Po czym nie czekając na jakikolwiek znak od obu ze stron, wstała, silnym ruchem wyćwiczonym na agencyjnej siłowni u Steve'a złapała Perrie za ramię i bez specjalnego oporu z jej strony wyprowadziła za drzwi przy akompaniamencie "ochów" "ałów" i "jestem ubezpieczona przez mojego agenta, pozwę cię do sądu jeśli zostawisz mi siniaka-ów". Nie ważyła z resztą zbyt wiele - kimkolwiek tam sobie nie była, aktoreczką, modelką czy piosenkarką, albo jeszcze innym tego typu tałatajstwem, z pewnością była na jednej z tych drakońskich diet polegających na jedzeniu wacików, więc pociągnięcie jej za sobą nie było specjalnym wysiłkiem. Gdy tylko zamknęła jej drzwi przed nosem, natychmiast zmyła z twarzy uroczy uśmieszek i odwróciła się z zaciśniętymi szczękami w kierunku Zayna, który z zawadiackim uśmiechem stał w korytarzu.
Napiętą ciszę między nimi przerwał dźwięk oklasków.
- No, brawo, brawo. Tego się po tobie nie spodziewałem.
- A czego się, kurwa, spodziewałeś? Tostów francuskich? Naleśników? No twoje niedoczekanie - odwarknęła Charlotte, celując w Zayna wściekłym spojrzeniem. Nienawidziła wręcz degradacji do rangi wręcz przedmiotu, co często wcześniej zdarzało się jej w pracy. Nienawidziła znosić wszystkich upokorzeń związanych ze swoją profesją, które, notabene, w ogóle nie powinny były się zdarzać. Tym bardziej, wciąż  chyba nadal trwała zawinięta we wczorajszą otoczkę miłego Malika, który zadbał, żeby nie rozpamiętywała zanadto rozstania i nagle, brutalnie z niej wyrwana, trafiła w sam środek tajfunu własnej frustracji. Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Powiedz mi, co ty sobie, kurwa, wyobrażasz?
- Hej, kochanie - ironicznie sparafrazował jej wcześniejsze zdanie Zayn - dlaczego się tak denerwujesz? Przecież jesteśmy tak blisko!
- Blisko, to może być zaraz twoja twarz z moją pięścią. I nie obchodzi mnie, do jasnej cholery, na ile wyceniona jest twoja wypacykowana buźka, pajacyku. Możesz mnie sobie zwalniać natychmiast - Charlie wypluwała z siebie słowa z prędkością karabinu - z resztą, zrobiłabym to sama, gdyby nie fakt, że cholernie potrzebuję pieniędzy, ale nie, ty tego nigdy nie zrozumiesz, bo śpisz na forsie, nieważne, kurwa, nieważne! Po prostu nie waż się więcej mówić mi, co mam robić, jakbym była twoją sprzątaczką czy kucharką, bo nie jestem ani jednym, ani drugim. Jestem tutaj, żeby chronić twoją chamską dupę przed napalonymi nastolatkami, co uważam, jest ci zupełnie niepotrzebne, bo chętnie byś wykorzystał każdą po kolei. I tylko po to. A teraz ubieraj się, masz dzisiaj przymiarki u Tomlinsona. Skończyłam z tobą.
Doprowadzona do szału Charlie szybkim krokiem wymaszerowała z pokoju, nie oglądając się za siebie i nie widząc spojrzenia pełnego podziwu spojrzenia Zayna. Chłopak obserwował jeszcze przez chwilę drzwi, w których zniknęła, po czym uśmiechnął się do siebie i po cichu powiedział:
- Tak, jak myślałem.


- Boże. Tego potrzebowałam.
Charlie wydmuchała przed siebie dym papierosowy z płuc, patrząc jak powoli miesza się z powietrzem. Dziewczyna stała przed jednym z butików Tomlinsona, gdzie odbywały się przymiarki do pokazu jego najnowszej kolekcji, który miał otwierać nie kto inny, jak Zayn Malik. Razem z nią na zewnątrz stał sam projektant i obserwował ją, jak paliła drugiego papierosa.
- Dzięki za fajki. już zapomniałam, jak zbawienna potrafi być nikotyna. A sama jeszcze wczoraj robiłam na jej temat wykład... ech.
- Coś się stało? - zapytał Louis, samemu wkładając jednego do ust i marszcząc lekko brwi. Od samego początku kiedy Charlotte, osoba, którą polubił momentalnie, zapowiadająca się na najlepszą ochronę, jaką Malik kiedykolwiek otrzymał, chodziła osowiała i unikała mulata od momentu, kiedy przywitał ich u siebie. Nie wspominając już o ironicznych prychnięciach i spojrzeniach, jakie rzucała mulatowi, kiedy w przerwach między przymierzaniem kolejnych ubrań flirtował, jak to on, z modelkami i brylował w towarzystwie. Z nią nie zamienił natomiast ani słowa. Nie możliwe, żeby była zazdrosna - to nie był ten typ, tak przynajmniej myślał. Coś niedobrego musiało się między nimi wydarzyć, i obawiał się, że jego przyjaciel tym razem odrobinę przesadził z testowaniem wytrzymałości dziewczyny.
- Wiesz, szkoda gadać - mruknęła Charlie, z przejęciem oglądając płyty chodnikowe - Nie powiem, żeby ostatnie 48 godzin było dla mnie najłatwiejsze.
- Chcesz o tym porozmawiać? Wiem, że praktycznie się nie znamy, ale, sama rozumiesz... - nieporadnie wydukał projektant, który, pomimo całego swojego tupetu, w obecności przygnębionych kobiet zazwyczaj robił się jeszcze mniejszy, niż dotychczas - Nie wydaje mi się, żeby nasz Malik był najlepszym powiernikiem.
Charlie mimowolnie uśmiechnęła się.
- Ech... Tak czy siak, to żadna tajemnica, równie dobrze mogłabym to powiedzieć o, tamtej dziewczynie - powiedziała, przenosząc wzrok na przechodzącą po drugiej stronie ulicy nastolatkę, która wydawała się patrzeć na nich przez dłuższą chwilę, ale zawstydzona pomaszerowała dalej szybkim krokiem - Po krótce: zdradził mnie Preston, mój chłopak, a Zayn przesiaduje w mieszkaniu ze swoją byłą dziewczyną, oczekując ode mnie, że będę mu posłusznie usługiwać. Jak się pewnie domyślasz, niespecjalnie mi się to podoba.
- Co za skurwiel!
Charlie spojrzała na Tomlinsona pytająco, nie wiedząc, czy odniósł się do Prestona, czy też do Zayna.
- To znaczy, mówię o twoim chłopaku. Byłym chłopaku, chyba. Chrzanić Zayna, on od zawsze myślał kutasem, wszyscy już zdążyli przyzwyczaić się do tego, że on nie angażuje się w związki i tylko szuka przygód, jedyny sposób to puszczać mimo uszu jego komentarze. Ale twój ukochany? Jak ktoś mógl zdradzić tak piękną i inteligentną dziewczynę jak ty?
- Dziękuję, nie miałeś jeszcze szansy poznać moich wad. Nieważne, nie wiem jak to się stało, po prostu jestem bardzo, bardzo zawiedziona i ciężko mi o tym mówić - Charlie pochyliła twarz i sciszyła głos. Siłą rzeczy wróciło wspomnienie dygoczącego Prestona, który oznajmiał jej, co się wydarzyło i poczuła bolesne ukłucie w brzuchu, jak gdyby cierpienie psychiczne zamieniało się w fizyczny ból.
- Charlie, bardzo mi przykro... A co do Zayna, jeśli chcesz, mógłbym...
- Panie Tomlinson? - w drzwiach pojawił się młody chłopak z plikiem kartek - Czekamy na pana. Jest pan pilnie potrzebny przy doborze sukienek dla pani Kerr, uparła się na tę przeznaczoną dla pani Chung i nawet pan Malik nie mógł jej uspokoić i przekonać do zmiany.
Charlie automatycznie zmarszczyła brwi, słysząc nazwisko swojego pracodawcy w połączeniu z nazwiskami dwóch sławnych modelek.
- Charlie... - westchnął Tomlinson.
- Wiem, musisz iść - powiedziała najbardziej pogodnym tonem, jaki potrafiła z siebie wydobyć - Nie możesz tu przecież wiecznie sterczeć. Biegnij, panie Tomlinson.
Brunet ulotnił się, a Charlotte smętnie popatrzyła się na zgniecione butem pety, a potem weszła do budynku i udała się do pokoju dla ochrony, by nie musieć patrzeć, jak niezamężne chude szkapy robią maślane oczy do największego dupka, jakiego poznała.


Tomlinson upewnił się, że butik jest zamknięty, otworzył drzwi do taksówki, wręczył kierowcy pięćdziesięciofuntowy banknot i go odprawił. Postanowił dziś wrócić do domu piechotą, korzystając z ostatnich dni ciepła, które przypadały na grudzień. Szedł w ciemnościach oświetlonych ulicznymi latarniami i neonami butików, które były położone w tej samej alejce. Celebrował dźwięki, jakie go otaczały - stukot obcasów mijanych kobiet, przejeżdżające samochody, muzykę dochodzącą z położonych nieopodal klubów. Zatopiony był w myślach. Przeglądał w mózgu kolejność projektów, segregował utwory muzyczne, nadal kończył swoją pracę po wyjściu z butiku. Jak zawsze. Perfekcjonista.
Nagle w jego teczce rozdzwonił się telefon, racząc jego uszy utworem Czajkowskiego. Najchętniej przystanąłby i słuchał go do końca, ale świadomy faktu, że może to dotyczyć jego pokazu, natychmiast wyjął komórkę z torby i nie dziwiąc się wcale, że numer jest nieznany, odebrał.
- Louis Tomlinson, słucham?
Odpowiedziała mu cisza.
- Halo, czy jest tam ktoś?
Nadal nic. Tomlinson westchnął, nie tracąc zimnej krwi, bowiem podobne incydenty zdarzały mu się już w przeszłości, kiedy pewien dziennikarz, z którym kiedyś nieopatrznie wdał się w romans po pijanemu postanowił porobić sobie z niego żarty.
- Halo, proszę się odezwać, inaczej bedę zmuszony się rozłączyć.
- Czcz-cześć, z tej strony...  z tej strony Preston...
- Przepraszam, ale ja nie znam żadnego Prestona, w całym swoim życiu słyszałem o jednym i jest absolutnie niemożliwe, żeby teraz do mnie dzwonił.
- To znaczy, ja nazywam się John, mam na imię John, Preston to moje nazwisko... - mówił niepewny głos w słuchawce, a Tomlinsonowi nagle zapaliła się czerwona lampka - Ja, ja, ja dzwonię bbo mmy... my razem... ten, no, zostawiłeś mi swój numer kilka dni temu i... i ja...
Louis nagle zaczął kojarzyć fakty. Dosłownie przerażony przestał słyszeć, co dochodzi ze słuchawki i stał na środku chodnika, rozpaczliwie próbując złapać się jakiejkolwiek myśli, która odwlekła by od niego to, co nieuchronnie wydawało się być gorzką prawdą. Bił się z myślami, walczył z rozumem, ale na nieszczęście dla niego wszystko o czym myślał nieuchronnie prowadziło do jednego.
- Przepraszam Cię, ja... ja wsiadam do metra, oddzwonię do Ciebie jak tylko wysiądę, w porządku? -wykrztusił z siebie, po czym rozłączył się i tępo spojrzał na wyświetlacz telefonu.
- Ja pierdolę - wyrwało mu się, aż przechodząca obok starsza pani spojrzała na niego karcąco. Odpowiedział przepraszającym wzrokiem.
- Boże. Przespałem się z chłopakiem Charlotte.


:)
xoxo, tuman