Była
w dalekich Indiach – odległych, stęsknionych, otoczonych smaczną i kojącą
mgiełką wanilii i kardamonu. Przyleciała tam na kawowym i wygodnym obłoczku jak
w karecie, dająć się utulić niewidzialnym ramionom z kryształków cukru i
lepkiego miody. Leciała, smakując każdą sekundę podróży i nie pozbywając się
kawowego uścisku nawet na chwilę, kiedy wylądowała na polanie, po której
radośnie hasały słonie z uniesioną trąbką i strusie w beretach, jakie zwykła
dyrektorka jej starego college. A kiedy wdychała rozkoszny kłębuszek ciągliwego
karmelu, z wysokiego wieżowca, który nagle przed nią wyrósł, niszcząc przy tym
spory odcinek lasu, wyszli jej rodzice. Tatuś z postawioną na żel i ufarbowaną
na czarno resztką włosów i mamusia na niebotycznie wysokich szpilkach, które co
chwilę grzęzły w błocie i z ogromnym brzuchem ukrytym pod napiętą koszulką.
-
Mamo, tato…! – powiedziała powoli, nabierając do płuc powietrza wypełnionego
rozbudzoną nagle płynną tęsknotą i rozłożyła ramiona w geście powitania.
Który
nie nastąpił.
Ojciec
fiknął w powietrzu fikołka, a potem wyjął z powietrza wielki sekator i rzucił
się wycinać z leśnych krzewów osiemnastki. Mama natomiast zgięła się w pół,
zachwiała na obcasach, wywróciła się w błoto a jej brzuch pękł na pół jak
skorupka jajka. Ze środka wyskoczył monstrualny bobas o dwóch
głowach-podobiznach Steve Carlosa i Johna Prestona – po czym podskoczył i z
całej siły uderzył ją w głowę.
-
Au, cholera – warknęła Charlie, brutalnie wyrwana z krainy snów i różowych
jednorożców przez nie do końca przyjemne spotkanie z podłogą. Przeklinając w
myślach dwugłowe bobasy zgramoliła się i podniosła, po czym oparła łokciami o
kanapę, z której przed chwilą z gracją zleciała.
-
Indii ci się zachciało, suko – mruknęła do siebie, po czym z całej siły
szarpnęła się ciałem i udało jej się z powrotem posadzić żelazny tyłek na
miękkim materiale kanapy. Głowa bolała ją tak straszliwie, jakby wróciła z
jakiejś imprezy, a cóż, powodów do świętowania to raczej miała niewiele.
Zamrugała kilka razy powiekami, próbując odgonić sen, ale niespecjalnie jej to
szło.
Charlotte
nigdy po prostu nie była typem rannego ptaszka.
Zmarszczyła
nos jak mały krecik. Nieodłączna fala zapachu ciepłej kawy popłynęła wzdłuż jej
twarzy, cieplutkim strumyczkiem na krótką chwilę zalewając jej nozdrza.
Mimowolnie się uśmiechnęła, zaraz jednak ostrzegawczo rozejrzała dookoła, czy
nie ma tu jednak na pewno żadnego ojca, który we fryzurze na Zayna Malika
bawiłby się w ogrodnika.
Ach,
no właśnie. Gdzie jest nasza zguba?
Charlie
obróciła się od niechcenia przez lewe ramię, jakby nieumyślnie maskując swoje
ruchy – niepotrzebnie, fotel, na którym wczoraj zastała śpiącego chłopaka był
pusty. Zniknęła nawet jego lektura czy papierosy, które nierozważnie zostawił
wczoraj na widoku (właśnie, papierosy, cholera, przecież musi zapalić – pusto,
w prawej kieszeni dżinsów tylko telefon) – został jedynie koc. Właśnie. Koc.
Nie przypominała sobie, żeby tu wcześniej był jakiś koc.
Ale
żeby on ją przykrył? Wolne żarty. Małym palcem by jej nie dotknął.
A
może jednak? Cóż, nie musiała się przed sobą oszukiwać, że delikatnie mówiąc:
nie przepada za tamtym człowiekiem, i to nawet nie tylko przez to, co sobą
reprezentuje i jakimi wartościami się kieruje, ale za samo powitanie. Każdy
chybaby przyznał, że z euforią to on jej nie powitał i zdecydowanie nie dał jej
jakichkolwiek powodów, żeby żywiła do niego cieplejsze uczucia. Charlie nie
lubiła szufladkować ludzi, dlatego niechętnie, ale jednak postanowiła się na
nic nie nakręcać – jak cię widzą tak cię piszą, ale nie oceniaj książki po
okładce. W ramach jakiegokolwiek treningu silnej woli Charlie postanowiła być
przykładną pracownicą i sympatyczną współlokatorką, czyli, co wyjątkowo dla
niej dziwne: postanowiła sobie być sympatyczna.
Może
wytrzyma i nie da mu w ten fotogeniczny pysk na powitanie.
Tak
na marginesie, to przydałoby się znaleźć łazienkę. Niby niepozorne mieszkanie w
bloku, a można się zgubić, z całym szacunkiem – zwykli śmiertelnicy takich
apartamentów w blokach zazwyczaj w życiu zwiedzają niewiele. Suma sumarum: trzeba
znaleźć szanownego kolegę współlokatora. I to jak najszybciej.
-
ALL THE SMALL THINGS…
O
wilku mowa.
Charlotte
wstała, profilaktycznie poprawiła włosy i ruszyła za męskim wokalem
wypełniającym teraz pokój mniej więcej na równi z zapachem przygotowywanej
kawy.
-
ALL THE SMALL THINGS… TRUE CARE, TRUTH BRINGS…
-
Ekhm.
Charlotte
oparła się lewym ramieniem o framugę drzwi i jak cielę wlepiła wzrok w Zayna,
który, najwyraźniej nie krępując się absolutnie jej obecnością tym domy, skakał
jak nadpobudliwa małpa dookoła kuchenki w narożniku, który, jak się domyślała,
spełniać w tym apartamencie funkcję kuchenną. Miał na sobie biały podkoszulek
do spania i bokserki (co Charlie zauważyła zupełnie, ale to zupełnie
niechcący). I darł ten swój markowy pysk w dalszym ciągu, mieszając coś na
patelni drewnianą łopatką, nie zwracając na świadka tej sceny absolutnej uwagi,
dopóki nie chrząknęła drugi raz.
-
Ekhm.
Podniósł
na nią wzrok, a potem przejechał po niej wzrokiem znawcy przez ułamek sekundy,
żeby potem pozwolić lekko ironicznemu uśmieszkowi wypłynąć na nieogoloną twarz.
Charlie
nie dała się sprowokować.
-
Księżniczka nie powinna jeszcze spać? Przecież dziś nie jest w pracy –
powiedział całkiem spokojnie, nie spuszczając z niej wzroku ani na chwilę,
jakby obserwował niespotykanie interesujący obiekt badawczy. Pod naporem tego
spojrzenia dziewczyna zdawała się odrobinę różowieć, do której słabości
przyznała się już wcześniej – a równocześnie jak odpływał z niej spokój
sytuacji, tak przypływała irytacja i wrodzona potrzeba panowania nad sytuacją.
Charlie
była zodiakalnym Baranem, czyli przywódcą i wieczną gwiazdą.
Pod
jednym dachem z Zaynem Malikiem ten plan nie rysował się już tak kolorowo.
Nie
musiała się nawet specjalnie zbierać w sobie – po prostu wytrzymała spojrzenie.
-
Rozumiem, że księcia też coś bardzo ważnego zerwało z fotela – odpowiedziała,
równym krokiem wchodząc do kuchni i licząc na zbicie przeciwnika z pantałyku,
oparła się biodrami tuż naprzeciw kuchenki, twarzą do pleców chłopaka – Ba,
chyba nawet wiem co!
-
Podzielisz się tym ze mną, czy będę musiał użyć przyjemniejszych sposobów? –
odparł, tendencyjnie przeciągając samogłoski. To chyba miało być w zamyśle
seksowne, a wyszło dosyć niesmaczne, stwierdziła dziewczyna, biorąc do rąk
solniczkę i leniwie obracając ją w palcach. Pudło, misiu. Sztuczki głosowe nie
działają na kogoś o tak stalowych nerwach.
Charlie
uniosła lekko jedną brew, bez najmniejszego problemu układając ją w gładki łuk.
Kółko
teatralne w liceum nie poszło na marne.
-
No, wiesz… nie, żebym miała jakiekolwiek obiekcje, no i ani trochę się z ciebie
nie wyśmiewam! Ale, jak to mówią… każdy chłopak z rańca ma w majtkach
powstańca?
Zayn
parsknął śmiechem. Punkt dla niej. Nie spodziewał się, że będzie aż tak
ciekawie.
Chłopak
opuścił lekko głowę, zatrząsł włosami, a potem spojrzał Charlotte prosto w
oczy, ani trochę nie ukrywając swojego rozbawienia. Była żartobliwa. I
złośliwa. Kolejne jej cechy, które powinien sobie gdzieś zapisać, żeby potem
móc je wykorzystać. Prosta? Cóż, ani trochę.
-
Wygląda na to, że z medycyny miałaś A, prawda? Ale z psychologią musiało być u
ciebie dość kiepsko. Całkiem prosto jest cię rozszyfrować.
-
Czyżby?
Mierzyli
się spojrzeniami, jakby mieli się zaraz przespać. Tak to przynajmniej wyglądało
z perspektywy Charlie.
Ale
tylko wyglądało. Tych dwoje tak do siebie nie pasowało, że połączyć ich według
niej mógłby tylko jakiś samozwańczy pisarz schizofrenik.
-
Jasne. Z zewnątrz jesteś twarda, ironiczna, wydaje ci się, że możesz skopać
tyłki wszystkim bez żadnych konsekwencji, ale tak naprawdę…
-
Och, zaskakujące, a tymczasem to samo możnaby powiedzieć o tobie!
-
Nie znasz mnie.
-
Ty mnie również.
-
A chciałbym.
Twarz
chłopaka na moment przybrała dziwny wyraz, kiedy tak stał naprzeciwko Charlie i
z uśmiechem od którego mdlałyby miliony powiedział rzecz, od której te same
miliony same budziłyby się z omdlenia, żeby zaraz z równą siłą walić głową w
mur ze szczęścia.
A
Charlie zmarszczyła czoło i próbowała się intensywnie domyśleć, co ten facet
kombinuje.
Bo
był dla niej wyjątkowo miły. Cóż, ona dla niego też. Nie wypadła przecież tak
źle, prawda? Póki co, to prowadzi jeden zero. Jasne jak słońce.
Dobrze
wam się zdaje – w Charlotte nie było za grosz romantyzmu.
Cóż,
ale gra obowiązywała dalej: dziewczyna otrząsnęła się z rozmyślań i wróciła do
rzeczywistości: do bogatego dupka z ego dziesięciokrotnie większym od rozmiaru
penisa.
-
Ach, więc w ten sposób podrywasz dziewczyny?
Uniosła
hardo brodę i bez szwanku znosiła spojrzenie opalonego egoisty.
-
Myślałam, że dzielisz je raczej na grupki.
-
Bo dzielę – roześmiał się, jakby właśnie opowiedziała coś w rodzaju żartu
dekady. Raz, dwa, trzy, beczka śmiechu, jupi, hej ho, wygrałaś bon na rajstopy!
-
Szowinista.
W
tym właśnie momencie, kiedy to słowo, którego tak nie lubił przecięło powietrze
w przestrzeni kuchennej która ich dotychczas dzieliła, wypełniając się z wolna
napięciem dwóch nie tak dalekich sobie osób, pan Malik zrobił jeden ruch,
przemierzył ją jednym zdecydowanym krokiem (dużo do przejścia bądź co bądź nie
miał) i znalazł się dokładnie tam, gdzie chciał.
Na
Charlotte Hales. Ściśle przylegając (gwoli ścisłości).
Pachniała
wanilią. Cóż, to chyba od tego dymu, który wydobywał się z ekspresu. Ładnie,
przyjemnie. A może to szampon? Nieważne. W ułamku sekundy, zanim zdążyła
jakkolwiek zareagować na obecność jego ciała poza własną intymną granicą,
wyprostował ramiona i unieruchomił ją, łapiąc się mocno brzegów blatu. I tym
sposobem mógł się teraz opierać na niej, ile tylko chciał, bo nie była w stanie
ruszyć się bez jego kontroli.
Nie,
żeby jej nadużywał. Bez przesady. Gentleman wie, kiedy powiedzieć dość.
Charlotte
nie wiedziała przez chwilę, co się dzieje, kiedy ruszył się tak nieoczekiwanie,
i chociaż miała refleks, i chociaż powinna zareagować, to stała w miejscu jakby
ktoś przykleił ją do podłogi. Idiotycznie. A potem… A potem, i to zawdzięczała
wyłącznie sobie, stała sobie bez możliwości ruchu ze ściśle przylegającym do
niej islamskim szowinistą, ba, jak się okazuje, także erotomanem, któremu
najwyraźniej zabrakło rozrywek.
Najważniejsze,
to nie wpadać w złość. Pamiętać o tym, co powiedział Steve. Nie wrzeszczeć.
Starać się znaleźć pozytywne plusy sytuacji. Cholera, ale gdzie tu jest jakiś
pozytywny plus, że właśnie pewien irytujący klient unieruchomił cię na jakimś
pieprzonym kuchennym blacie?
Jakby
miała możliwość ruchu, to dałaby mu w twarz. Tak na dobry początek współpracy.
Równocześnie,
kiedy o tym pomyślała, chłopak pochylił się troszeczkę…
…
tak, że teraz tak jakby zamknął ją w uścisku.
ODPIEPRZ
SIĘ, ZŁAMASIE!
Aktualnie
miała na wysokości twarzy jego białą koszulkę (od spania, zdaje się). Pachniała
Hugo Bossem. Tak, raczej tak. O, to się ceni chłopak. Ale żeby perfumować
piżamę…
Zayn
wcale tego nie potrzebował. Stwierdził, że miło będzie wyczuć jej reakcję.
Z
resztą, to nic wielkiego. Naprawdę, nie trzeba tak histeryzować.
Odgiął
na chwilkę mały palec i pogłaskał ją po dłoni. Odczuł na piersi jej dreszcz. Przyjemność?
Strach? Wstręt? Coś w rodzaju satysfakcji przemknęło mu w środku.
-
Ładnie pachniesz – powiedział ni stąd ni zowąd, jakby mu się wyrwało.
Charlie
mentalnie popukała się w czoło. Mentalnie, bo fizycznie, to nie miała jak.
- Fajnie – powiedziała, nie kryjąc irytacji – a może tak byś mnie puścił, zboczeńcu? W umowie nie było prześladowania seksualnego, o ile kurwa umiem czytać!
- Fajnie – powiedziała, nie kryjąc irytacji – a może tak byś mnie puścił, zboczeńcu? W umowie nie było prześladowania seksualnego, o ile kurwa umiem czytać!
Na
te ostatnie słowa chłopak zareagował szczególnie. Pochylił się tak, żeby ustami
sięgać ucha dziewczyny i wyszeptał najeksowniej, jak umiał:
-
Ćśśś – w jego uszach zlewało się to w jeden lepki słowny mus – Hej, spokojnie.
Było fajnie, jak byliśmy dla siebie mili, więc starajmy się zaprzyjaźnić,
dobrze? – zaćwierkał, a potem nie licząc na jakąkolwiek odpowiedź, złapał ją w
pasie i przewiesił sobie przez ramię.
-
JAKA PRZYJAŹŃ, JAKA CHOLERA PRZYJAŹŃ, CO TY OPOWIADASZ, MASZ MNIE NATYCHMIAST
PUŚCIĆ, BOŻE, JESTEŚ POPIEPRZONY, TY NIE MASZ MÓZGU, ZOSTAW MNIE, ROZMIESZ?
JESZCZE DZIŚ STEVE SIĘ O WSZYSTKIM DOWIE, NARESZCIĘ STĄD WYJDĘ, BOŻE, POSTAW
MNIE CHOLERA! CZY TOBIE JUŻ NAPRAWDĘ COŚ SIĘ STAŁO W GŁOWĘ? JEZU, BOŻE, AŁA…
Malik
usadził Charlotte z gracją na krześle, twarzą prosto do elegancko zastawionego
do śniadania stołu, a potem bez słowa ulotnił się, by zaraz wrócić do
wymiętolonej emocjonalnie dziewczyny z patelnią pełną jajecznicy hojnie
ustrojonej szczypiorkiem.
-
Bon apetit, kotku! Raz w roku pan służy służbie! – wykrzyknął niemalże,
szczerząc się czerwonej z emocji dziewczynie w twarz, a potem postawił jej
patelnię na talerzu – Przyjaźń, przyjaźń, pamiętaj! A co robią najlepsze
przyjaciółki, jeśli nie gotują sobie jajecznicy?!
-
Wsadzę ci tą patelnię w gębę – warknęła.
Chłopak
przybrał smutna minę.
-
Oj, chyba nie miałaś tego na myśli! Musimy nad tobą popracować. Hmm… - udał, że
się chwilę zastanawia – Zaczniemy od zmiany bielizny.
Charlotte
odruchowo spojrzała na biust, a widząc prześwitujący spod zroszonej londyńskim
deszczem koszulki ukochany, znoszony biustonosz w główki hello kitty, pacnęła
się z całej siły w czoło.
A
Zayn zniknął.
-
A tu jest, parobku, sypialnia.
-
Nazwiesz mnie tak jeszcze raz, a dzwonię do szefa.
-
No co. Jakoś się tu musimy urządzić. Żeby ktoś czasem nie pomyślał, że to ja tu
robię dla ciebie. A poza tym, to twój szef o wszystkim wie. Zgodził się na ten
przydomek, ba, jak na wszystko co mu podpowiem, a nawet wpadł na pomysł
dopisania go do twoich akt. Czyż nie cudownie?
Gdzie
ja, kurwa, żyję – pomyślała Charlotte, wchodząc przez kolejne białe drzwi do
wielkiego pokoju, który, jak poinformował ją kochany współlokator, był
sypialnią. Najchętniej olałaby sprawę i nie ruszyłaby się ze swojego nowego
pokoju nawet na chwilę, zważywszy na stopień, w jakim Zayn zdążył już ją tego
dnia wkurzyć, ale… no, najpierw powinna wiedzieć, gdzie ten pokój jest.
Czyli
ten człowiek musiał ją jeszcze po nowym mieszkaniu oprowadzić.
Denerwował
ją przeraźliwie. Strasznie. Okropnie. Czy człowiek tak może denerwować drugiego
człowieka? Naprawdę, z całych swoich sił powstrzymywała się, żeby nie dać mu w
twarz – tak po prostu, za łażenie przed nią i ględzenie tych samych pierdół
podczas zwiedzania trzeciej łazienki. Irytował ją każdy jego ruch, denerwował
ją sposób, w jaki ściągał koszulkę przez głowę nie krępując się ani trochę jej
obecnością, jak łaził z nagim torsem tuż przed jej nosem, licząc, że jakkolwiek
go skomentuje („Charlotte, nie patrz na moją klatę!” „Nie patrzę, Boże,
naprawdę myślisz, że mnie interesujesz?” „Oj, sprośna jesteś, parobeczku” i tak
w kółko). Taki typ człowieka.
A
jednak. Bawiło ją trochę to wszystko.
Wstydziła
się sama do tego przed sobą przyznać. To było takie… nie w stylu Charlie.
A
tą klatkę piersiową to nawet… nawet była w porządku. W żaden sposób jej się nie
podobała ani nawet nie zwracała jej uwagi, nie powodowała żadnego tam dreszczu
czy ataku padaczki jak u tych trzynastolatek zazwyczaj na jego widok… Ale była
w porządku. Nie do końca w jej stylu, taka… gładka i świecąca?, ale spoko. Jak
dla niego, to spoko.
Nie
musiała mu oczywiście tego mówić. Całe szczęście, jej umysł zostawał jeszcze
tajemnicą.
Bo
i tak nie umywa się do Prestona.
Zadrżała.
Cholera, Preston.
Złapała
się na tym, że nie pomyślała o nim jeszcze ani razu od rana. Niemożliwe.
Zostawiła go samego. I cholera, nie odebrała żadnego połączenia, bo nie
odciszyła telefonu, a potem zapomniała go sprawdzić. Pewnie siedzi obrażony w
tej swojej galerii i obmyśla, jak długo będzie się „dąsał” zanim będą się
kochać na przeprosiny, kiedy znów go odwiedzi. Charlie mimowolnie się
uśmiechnęła, pozwalając niegrzecznym wspomnieniom z ostatnich tak zwanych
Prestonowych przeprosin zawładnąć przez chwilę jej umysłem. Zaraz jednak znów
poczuła się winna – co takiego zawładnęło jej umysłem, żeby zapomnieć o rytuale
z własnym chłopakiem?
Odpowiedź
brzmi: pan Wcale-Nie-Jestem-Irytujący Malik.
Z
poczuciem winy weszła do pokoju i rozejrzała się dookoła. Wszechobecna biel
była tu jakby lżejsza – główną ścianę pokrywała fototapeta sztormu, a na
wielkim łóżku leżały wymyślne poduszki i zwinięte w rulon ciuchy.
Już
tu kiedyś była.
Ale,
zaraz.
-
To jest sypialnia, tak?
-
Zgadza się, parobuniu – zdrobnił ją znów, patrząc się na nią wzrokiem starszej
siostry, wykorzystując przy tym swój wzrost. Charlie nie była niska, ale Zayn
był oczywiście od niej wyższy. I to nawet sporo. Patrzył się więc teraz na nią
zupełnie z góry, ciesząc się uzyskaną przewagą.
Charlie
odwdzięczyła się spojrzeniem opiekunki z zakładu dla czubków.
-
To dlaczego tu jest tylko jedno łóżko?
Na
twarzy chłopaka malowało się prawdziwe zdziwienie.
-
Nie wiedziałaś, że będziemy spać razem?
Dziewczynie
opadła szczęka. Przysłowiowo, bo realnie to tylko zmarszczyła brwi, starając
się myśleć logicznie i spokojnie. No i oczywiście hamować instynkty. Źle byłoby
mu przylać, pomijając wszystkie okoliczności łagodzące. To taki tylko
sprawdzian.
Zayn
roześmiał się, widząc, jak dziewczyna bije się z myślami. Słodka.
-
Ja zawsze śpię po lewej. Urządzisz się jak wrócimy.
-
Wrócimy?
-
No, ze sklepu. Nie mamy przecież nic do jedzenia.
-
To nie możesz sam pojechać i kupić?
-
A od czego mam tu służbę? – mrugnął do niej, a w niej się tylko zagotowało –
Poza tym, parobku, nie umiem prowadzić.
Ciszę
w pokoju wypełnił gromki, szczery śmiech Charlotte.
Poszło
szybko. Ryzykowała dużo, ale tylko w ten sposób mogła się od niego na jakiś
czas uwolnić. Liczyła tylko, żeby nie wpadł na pomysł podzielenia się tym ze
Stevem.
Zawiozła
go do supermarketu. Ofiarnie. Ubrana w okulary i kaptur, bo przecież mają jej nie
rozpoznawać. Jakby się czymś wyróżniała. Żeby jeszcze miała zielone włosy… albo
coś…
-
Dobra, to bierzemy hamburgery. I piwo. Chcesz piwo?
-
Nie, wypierdalaj, nie wpycham w siebie takiego świństwa!
-
To teraz zaczniesz, odkąd jesteś w tym domu.
-
NIE, BASTA, CHCESZ, ŻEBYM WYGLĄDAŁA JAK ŚWINIA?
-
Jak piękna tłusta świnka? Już, parobku, wyglądasz.
I
kiedy Charlie wywaliła na niego cały regał płatków śniadaniowych, mruknęła
tylko „za dwie godziny wracam” i ulotniła się, zgrabnie wymijając ochroniarzy
przy wejściu.
He-he-he,
śmiała się tylko w duchu.
Szkoda
takich dobrych płatków.
To
nie był chyba dobry pomysł.
Charlie
zatrzymała samochód pod blokiem Prestona i niezdecydowana zajrzała w jego okna.
Doskonale wiedziała, które. Kiedyś siedzieli przed tym blokiem razem i liczyli
jego położenie na każdy możliwy sposób. Pamięta, bo wylał jej wtedy Malibu na
spodnie, a ona, w ramach odwetu, posklejała mu włosy piwem porzeczkowym. Jakie
ona świństwa wtedy piła… Fu.
Firanka
w oknie się nie ruszała – czyli nie było go w domu. Gdyby był, ruszałaby się –
niezależnie od pory roku, Preston nastawiał wiatrak na to jedno okno, żeby
odstraszać złodziei. Charlie nie wiedziała do końca, jaki to ma sens, ale cóż.
Preston był dziwakiem i już do tego przywykła. Kochanym dziwakiem. Odpowiadało
jej to w każdym razie.
Dlaczego
bała się wysiąść z samochodu?
Było
jej przykro. Zbyt przykro. To tak, jakby miała wejść do jego mieszkania z
plecakiem kłamstw na plecach i uśmiechać się, jakby wszystko było normalnie.
Było
jej smutno, że musi kłamać.
Niezawodna
pamięć zaaplikowała jej grę w szczerość, której partyjkę ucięli sobie na
początku znajomości, kiedy winda splotła im figla i zatrzasnęła ich oboje na
cztery godziny.
-
Czego najbardziej nienawidzisz w ludziach? – zapytała go, kiedy już wszystkie
standardowe pytania o orientację, związki i ulubione pozycje seksualne dawno
się skończyły. A on odpowiedział ciekawie. Bardzo, bardzo niebanalnie.
-
Nienawidzę kłamstwa. Nie uznaję ludzi, którzy kłamią dla dobra. Kłamstwo nigdy
nie jest dobrem. Ani tych, którzy nie doceniają wagi kłamstwa. Sprzedają jedno
nieopatrznie, a potem okazuje się, że muszą je dalej ciągnąć w nieskończoność,
wchodząc to w bagno jeszcze głębiej.
Westchnęła.
Rzuciła
jeszcze raz spojrzeniem na okno w trzecim rzędzie, czwarte od góry, ósme od
dołu, drugie z lewego i trzecie z prawego kąta na ukos, po czym przekręciła
kluczyki i ruszyła z powrotem do supermarketu.
Londyn
tymczasem szykował się do zimy.
___________________________________________
___________________________________________
wracam po tygodniu nieudanych prób napisania tego rozdziału!
przepraszam że wypadł tak słabo, przynajmniej w mojej opinii. od jutra naprawdę biorę się za to opowiadanie, żeby nie skończyło tak znowu żenująco.
i jak wam idzie? sąsiadki przyjaciółki kochanki wiedzą już o frozen? (rzecz pierwsza)
otwieram od nowa aska charlie i innych bohaterów: błagam, zasypcie ją pytaniami, bo ostatnio tak strasznie mi o nie jęczy, że to przechodzi ludzkie pojęcie - nawet nei wiecie jak potrafi być marudna (rzecz druga)
poza tym, ktoś może by chciał załapać się na powiadamianie twitterowe? (: (rzecz trzecia)
poza tym, ktoś może by chciał załapać się na powiadamianie twitterowe? (: (rzecz trzecia)
zmykam powiadamiać was na tt, a potem spać
xoxo, tuman
PREEEEEESTON COME BACK I LOVE YOUUUUUUUUUUUUUU mimo że nie jesteś taki piękny jaki powinieneś być BO PEWNIEN TUMAN ZDECYDOWAŁ SIĘ ZNISZCZYĆ MOJĄ FAJNĘ WIZJĘ JOHNA, ale wybaczam
OdpowiedzUsuńmiałaś spam na gadu ma ci to wystarczyć bejbi
-twoje jajo
ps. śmierdzisz
Boże, jak mi się podoba jak piszesz :O
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ;) poinformuj mnie jak będzie następny:
TT: @cytrynowykaktus
No cóż... Rozdział jest jednym słowem świetny. ;) Już myślałam, że Zayn ją pocałuje gdy ją przyparł do tego blatu, ale nie. Szanowny Pan Malik jest na to zbyt wyrafinowany... I dobrze, że ona mu wysypała te płatki na głowę. Nooo... Tylko rzeczywiście szkoda trochę płatków... Czekam z niecierpliwością na następny :)
OdpowiedzUsuń@nobodyknowsxx
Świetnie piszesz < 3 wspaniały rozdział < 3
OdpowiedzUsuńTuman geju kocham Cię :)
OdpowiedzUsuńAww, jaki genialny rozdział <3 jej sen to mnie rozwalił na łopatki, a ta akcja w sklepie z płatkami to wgle ;d uwielbiam twój styl pisania, a także te wszystkie przemyślenia bohaterki. Jesteś moim mistrzem! <3
OdpowiedzUsuń@Kramel97
Aww, jaki genialny rozdział <3 jej sen to mnie rozwalił na łopatki, a ta akcja w sklepie z płatkami to wgle ;d uwielbiam twój styl pisania, a także te wszystkie przemyślenia bohaterki. Jesteś moim mistrzem! <3
OdpowiedzUsuń@Kramel97
Aww, jaki genialny rozdział <3 jej sen to mnie rozwalił na łopatki, a ta akcja w sklepie z płatkami to wgle ;d uwielbiam twój styl pisania, a także te wszystkie przemyślenia bohaterki. Jesteś moim mistrzem! <3
OdpowiedzUsuń@Kramel97
UMRZYŁAM!
OdpowiedzUsuńmyślałam, że nie mogę kochać Cię bardziej, ale myliłam się.
no po prostu zajebiste!
parobuniu <333333333
a za prestonem aż zatęskniłam, nie wiem czent :c
kocham charlie, po prostu dziewczyna jest loffki loffki fantastico!
czekam na IV!
merry christmas, love!
xoxoxo,
m.
HEJ, CZY MOGŁABYŚ POWIADAMIAĆ MNIE O NOWYCH ROZDZIAŁACH? :********
OdpowiedzUsuń@unip0rn
WAL SIE
UsuńTAKA MIŁA DLA SWOICH FANUF JESTEŚ?
UsuńŚwietny rozdział ;p Wcale nie nudy, wszystko coraz bardziej się rozkręca. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na nn:)
OdpowiedzUsuńgenialne:)
OdpowiedzUsuńMEEEEGAAAA! <3
OdpowiedzUsuńMatko, ten rozdział jest ge-nia-lny. Warto było na niego tyle czekać <3
OdpowiedzUsuńNawet nie umiem opisać tego, jak bardzo mi się podoba! UWIELBIAM :D ~J.
ASDGASDFASDS *o* Kocham Cie <333 Rozdział jest meganiesamowityświetnyrewelacyjny XDD no to czekamy na czwóreczkę ;D x
OdpowiedzUsuńlubie to! ;D
OdpowiedzUsuńdopiero przeczytałam trzeci, i już nie m0oge sie doczekać czwórki....
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie *____________________*
OdpowiedzUsuńCzekam na natepny rozdzial <3
@OfficialNatasza
Hahahah :D Sytuacja "poranna" zwaliła mnie z nóg :D
OdpowiedzUsuńOby tak dalej :)
Natchnienia życzę:) oraz Wesołych Świąt :*
Blond xoxo
Zapraszam do poczytania i skomentowania bloga http://onedirection-opowiadaniebyklaraii.blogspot.com/ . W życiu Amy dzieje się różnie, wiele przeszła. Wakacje, niezwykłe chwile spędzone z Harrym, cudowna noc. Lecz w ciągu kilku miesięcy wszystko się zmienia.... Natarczywe fanki, lęk o własne życie. Co się stanie ? Jak potoczą sie losy bohaterki ?
OdpowiedzUsuńto przeczytaj moje może najpierw a nie mi przychodzisz bezmyślnie spamować, geez
Usuńjesli mozesz to powiadamiaj mnie o nowych rozdzialach :) x @awwKasia xx
OdpowiedzUsuńoooo widze BLINK 182 ;d
OdpowiedzUsuńporażające opowiadanie ^^
jestem pod OGROMNYM wrażeniem! potrafisz utrzymać swój styl pisarski, który jest naprawdę dobry i przy tym tworzysz cudo. Zayn i Charlie są genialni, za każdym razem kiedy mają ze sobą kontakt mam ochotę ich do siebie przyciągnąć żeby się pocałowali, bo to jest takie urocze jak się kłócą! i widać, że doskonale do siebie pasują. mimo, że mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, to marzę o tym, żeby zobaczyć jak dwójka osób z takimi wybuchowymi charakterami żyła by w związku. Było by zapewne bardzo ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńjednak nie łatwo jest mi przyznać, że uważam, że Preston jest po prostu, przecudowny i szkoda, że Charlie się od niego oddala ;(
no ale czas okaże co się stanie na końcu :)
rozdział cudowny, czekam na dalsze!
- h.