piątek, 21 grudnia 2012

03. rozdział trzeci - hugo boss sucks


Była w dalekich Indiach – odległych, stęsknionych, otoczonych smaczną i kojącą mgiełką wanilii i kardamonu. Przyleciała tam na kawowym i wygodnym obłoczku jak w karecie, dająć się utulić niewidzialnym ramionom z kryształków cukru i lepkiego miody. Leciała, smakując każdą sekundę podróży i nie pozbywając się kawowego uścisku nawet na chwilę, kiedy wylądowała na polanie, po której radośnie hasały słonie z uniesioną trąbką i strusie w beretach, jakie zwykła dyrektorka jej starego college. A kiedy wdychała rozkoszny kłębuszek ciągliwego karmelu, z wysokiego wieżowca, który nagle przed nią wyrósł, niszcząc przy tym spory odcinek lasu, wyszli jej rodzice. Tatuś z postawioną na żel i ufarbowaną na czarno resztką włosów i mamusia na niebotycznie wysokich szpilkach, które co chwilę grzęzły w błocie i z ogromnym brzuchem ukrytym pod napiętą koszulką.
- Mamo, tato…! – powiedziała powoli, nabierając do płuc powietrza wypełnionego rozbudzoną nagle płynną tęsknotą i rozłożyła ramiona w geście powitania.
Który nie nastąpił.
Ojciec fiknął w powietrzu fikołka, a potem wyjął z powietrza wielki sekator i rzucił się wycinać z leśnych krzewów osiemnastki. Mama natomiast zgięła się w pół, zachwiała na obcasach, wywróciła się w błoto a jej brzuch pękł na pół jak skorupka jajka. Ze środka wyskoczył monstrualny bobas o dwóch głowach-podobiznach Steve Carlosa i Johna Prestona – po czym podskoczył i z całej siły uderzył ją w głowę.
- Au, cholera – warknęła Charlie, brutalnie wyrwana z krainy snów i różowych jednorożców przez nie do końca przyjemne spotkanie z podłogą. Przeklinając w myślach dwugłowe bobasy zgramoliła się i podniosła, po czym oparła łokciami o kanapę, z której przed chwilą z gracją zleciała.
- Indii ci się zachciało, suko – mruknęła do siebie, po czym z całej siły szarpnęła się ciałem i udało jej się z powrotem posadzić żelazny tyłek na miękkim materiale kanapy. Głowa bolała ją tak straszliwie, jakby wróciła z jakiejś imprezy, a cóż, powodów do świętowania to raczej miała niewiele. Zamrugała kilka razy powiekami, próbując odgonić sen, ale niespecjalnie jej to szło.
Charlotte nigdy po prostu nie była typem rannego ptaszka.
Zmarszczyła nos jak mały krecik. Nieodłączna fala zapachu ciepłej kawy popłynęła wzdłuż jej twarzy, cieplutkim strumyczkiem na krótką chwilę zalewając jej nozdrza. Mimowolnie się uśmiechnęła, zaraz jednak ostrzegawczo rozejrzała dookoła, czy nie ma tu jednak na pewno żadnego ojca, który we fryzurze na Zayna Malika bawiłby się w ogrodnika.
Ach, no właśnie. Gdzie jest nasza zguba?
Charlie obróciła się od niechcenia przez lewe ramię, jakby nieumyślnie maskując swoje ruchy – niepotrzebnie, fotel, na którym wczoraj zastała śpiącego chłopaka był pusty. Zniknęła nawet jego lektura czy papierosy, które nierozważnie zostawił wczoraj na widoku (właśnie, papierosy, cholera, przecież musi zapalić – pusto, w prawej kieszeni dżinsów tylko telefon) – został jedynie koc. Właśnie. Koc. Nie przypominała sobie, żeby tu wcześniej był jakiś koc.
Ale żeby on ją przykrył? Wolne żarty. Małym palcem by jej nie dotknął.
A może jednak? Cóż, nie musiała się przed sobą oszukiwać, że delikatnie mówiąc: nie przepada za tamtym człowiekiem, i to nawet nie tylko przez to, co sobą reprezentuje i jakimi wartościami się kieruje, ale za samo powitanie. Każdy chybaby przyznał, że z euforią to on jej nie powitał i zdecydowanie nie dał jej jakichkolwiek powodów, żeby żywiła do niego cieplejsze uczucia. Charlie nie lubiła szufladkować ludzi, dlatego niechętnie, ale jednak postanowiła się na nic nie nakręcać – jak cię widzą tak cię piszą, ale nie oceniaj książki po okładce. W ramach jakiegokolwiek treningu silnej woli Charlie postanowiła być przykładną pracownicą i sympatyczną współlokatorką, czyli, co wyjątkowo dla niej dziwne: postanowiła sobie być sympatyczna.
Może wytrzyma i nie da mu w ten fotogeniczny pysk na powitanie.
Tak na marginesie, to przydałoby się znaleźć łazienkę. Niby niepozorne mieszkanie w bloku, a można się zgubić, z całym szacunkiem – zwykli śmiertelnicy takich apartamentów w blokach zazwyczaj w życiu zwiedzają niewiele. Suma sumarum: trzeba znaleźć szanownego kolegę współlokatora. I to jak najszybciej.
- ALL THE SMALL THINGS…
O wilku mowa.
Charlotte wstała, profilaktycznie poprawiła włosy i ruszyła za męskim wokalem wypełniającym teraz pokój mniej więcej na równi z zapachem przygotowywanej kawy.

- ALL THE SMALL THINGS… TRUE CARE, TRUTH BRINGS…
- Ekhm.
Charlotte oparła się lewym ramieniem o framugę drzwi i jak cielę wlepiła wzrok w Zayna, który, najwyraźniej nie krępując się absolutnie jej obecnością tym domy, skakał jak nadpobudliwa małpa dookoła kuchenki w narożniku, który, jak się domyślała, spełniać w tym apartamencie funkcję kuchenną. Miał na sobie biały podkoszulek do spania i bokserki (co Charlie zauważyła zupełnie, ale to zupełnie niechcący). I darł ten swój markowy pysk w dalszym ciągu, mieszając coś na patelni drewnianą łopatką, nie zwracając na świadka tej sceny absolutnej uwagi, dopóki nie chrząknęła drugi raz.
- Ekhm.
Podniósł na nią wzrok, a potem przejechał po niej wzrokiem znawcy przez ułamek sekundy, żeby potem pozwolić lekko ironicznemu uśmieszkowi wypłynąć na nieogoloną twarz.
Charlie nie dała się sprowokować.
- Księżniczka nie powinna jeszcze spać? Przecież dziś nie jest w pracy – powiedział całkiem spokojnie, nie spuszczając z niej wzroku ani na chwilę, jakby obserwował niespotykanie interesujący obiekt badawczy. Pod naporem tego spojrzenia dziewczyna zdawała się odrobinę różowieć, do której słabości przyznała się już wcześniej – a równocześnie jak odpływał z niej spokój sytuacji, tak przypływała irytacja i wrodzona potrzeba panowania nad sytuacją.
Charlie była zodiakalnym Baranem, czyli przywódcą i wieczną gwiazdą.
Pod jednym dachem z Zaynem Malikiem ten plan nie rysował się już tak kolorowo.
Nie musiała się nawet specjalnie zbierać w sobie – po prostu wytrzymała spojrzenie.
- Rozumiem, że księcia też coś bardzo ważnego zerwało z fotela – odpowiedziała, równym krokiem wchodząc do kuchni i licząc na zbicie przeciwnika z pantałyku, oparła się biodrami tuż naprzeciw kuchenki, twarzą do pleców chłopaka – Ba, chyba nawet wiem co!
- Podzielisz się tym ze mną, czy będę musiał użyć przyjemniejszych sposobów? – odparł, tendencyjnie przeciągając samogłoski. To chyba miało być w zamyśle seksowne, a wyszło dosyć niesmaczne, stwierdziła dziewczyna, biorąc do rąk solniczkę i leniwie obracając ją w palcach. Pudło, misiu. Sztuczki głosowe nie działają na kogoś o tak stalowych nerwach.
Charlie uniosła lekko jedną brew, bez najmniejszego problemu układając ją w gładki łuk.
Kółko teatralne w liceum nie poszło na marne.
- No, wiesz… nie, żebym miała jakiekolwiek obiekcje, no i ani trochę się z ciebie nie wyśmiewam! Ale, jak to mówią… każdy chłopak z rańca ma w majtkach powstańca?
Zayn parsknął śmiechem. Punkt dla niej. Nie spodziewał się, że będzie aż tak ciekawie.
Chłopak opuścił lekko głowę, zatrząsł włosami, a potem spojrzał Charlotte prosto w oczy, ani trochę nie ukrywając swojego rozbawienia. Była żartobliwa. I złośliwa. Kolejne jej cechy, które powinien sobie gdzieś zapisać, żeby potem móc je wykorzystać. Prosta? Cóż, ani trochę.
- Wygląda na to, że z medycyny miałaś A, prawda? Ale z psychologią musiało być u ciebie dość kiepsko. Całkiem prosto jest cię rozszyfrować.
- Czyżby?
Mierzyli się spojrzeniami, jakby mieli się zaraz przespać. Tak to przynajmniej wyglądało z perspektywy Charlie.
Ale tylko wyglądało. Tych dwoje tak do siebie nie pasowało, że połączyć ich według niej mógłby tylko jakiś samozwańczy pisarz schizofrenik.
- Jasne. Z zewnątrz jesteś twarda, ironiczna, wydaje ci się, że możesz skopać tyłki wszystkim bez żadnych konsekwencji, ale tak naprawdę…
- Och, zaskakujące, a tymczasem to samo możnaby powiedzieć o tobie!
- Nie znasz mnie.
- Ty mnie również.
- A chciałbym.
Twarz chłopaka na moment przybrała dziwny wyraz, kiedy tak stał naprzeciwko Charlie i z uśmiechem od którego mdlałyby miliony powiedział rzecz, od której te same miliony same budziłyby się z omdlenia, żeby zaraz z równą siłą walić głową w mur ze szczęścia.
A Charlie zmarszczyła czoło i próbowała się intensywnie domyśleć, co ten facet kombinuje.
Bo był dla niej wyjątkowo miły. Cóż, ona dla niego też. Nie wypadła przecież tak źle, prawda? Póki co, to prowadzi jeden zero. Jasne jak słońce.
Dobrze wam się zdaje – w Charlotte nie było za grosz romantyzmu.
Cóż, ale gra obowiązywała dalej: dziewczyna otrząsnęła się z rozmyślań i wróciła do rzeczywistości: do bogatego dupka z ego dziesięciokrotnie większym od rozmiaru penisa.
- Ach, więc w ten sposób podrywasz dziewczyny?
Uniosła hardo brodę i bez szwanku znosiła spojrzenie opalonego egoisty.
- Myślałam, że dzielisz je raczej na grupki.
- Bo dzielę – roześmiał się, jakby właśnie opowiedziała coś w rodzaju żartu dekady. Raz, dwa, trzy, beczka śmiechu, jupi, hej ho, wygrałaś bon na rajstopy!
- Szowinista.
W tym właśnie momencie, kiedy to słowo, którego tak nie lubił przecięło powietrze w przestrzeni kuchennej która ich dotychczas dzieliła, wypełniając się z wolna napięciem dwóch nie tak dalekich sobie osób, pan Malik zrobił jeden ruch, przemierzył ją jednym zdecydowanym krokiem (dużo do przejścia bądź co bądź nie miał) i znalazł się dokładnie tam, gdzie chciał.
Na Charlotte Hales. Ściśle przylegając (gwoli ścisłości).
Pachniała wanilią. Cóż, to chyba od tego dymu, który wydobywał się z ekspresu. Ładnie, przyjemnie. A może to szampon? Nieważne. W ułamku sekundy, zanim zdążyła jakkolwiek zareagować na obecność jego ciała poza własną intymną granicą, wyprostował ramiona i unieruchomił ją, łapiąc się mocno brzegów blatu. I tym sposobem mógł się teraz opierać na niej, ile tylko chciał, bo nie była w stanie ruszyć się bez jego kontroli.
Nie, żeby jej nadużywał. Bez przesady. Gentleman wie, kiedy powiedzieć dość.
Charlotte nie wiedziała przez chwilę, co się dzieje, kiedy ruszył się tak nieoczekiwanie, i chociaż miała refleks, i chociaż powinna zareagować, to stała w miejscu jakby ktoś przykleił ją do podłogi. Idiotycznie. A potem… A potem, i to zawdzięczała wyłącznie sobie, stała sobie bez możliwości ruchu ze ściśle przylegającym do niej islamskim szowinistą, ba, jak się okazuje, także erotomanem, któremu najwyraźniej zabrakło rozrywek.
Najważniejsze, to nie wpadać w złość. Pamiętać o tym, co powiedział Steve. Nie wrzeszczeć. Starać się znaleźć pozytywne plusy sytuacji. Cholera, ale gdzie tu jest jakiś pozytywny plus, że właśnie pewien irytujący klient unieruchomił cię na jakimś pieprzonym kuchennym blacie?
Jakby miała możliwość ruchu, to dałaby mu w twarz. Tak na dobry początek współpracy.
Równocześnie, kiedy o tym pomyślała, chłopak pochylił się troszeczkę…
… tak, że teraz tak jakby zamknął ją w uścisku.
ODPIEPRZ SIĘ, ZŁAMASIE!
Aktualnie miała na wysokości twarzy jego białą koszulkę (od spania, zdaje się). Pachniała Hugo Bossem. Tak, raczej tak. O, to się ceni chłopak. Ale żeby perfumować piżamę…
Zayn wcale tego nie potrzebował. Stwierdził, że miło będzie wyczuć jej reakcję.
Z resztą, to nic wielkiego. Naprawdę, nie trzeba tak histeryzować.
Odgiął na chwilkę mały palec i pogłaskał ją po dłoni. Odczuł na piersi jej dreszcz. Przyjemność? Strach? Wstręt? Coś w rodzaju satysfakcji przemknęło mu w środku.
- Ładnie pachniesz – powiedział ni stąd ni zowąd, jakby mu się wyrwało.
Charlie mentalnie popukała się w czoło. Mentalnie, bo fizycznie, to nie miała jak.
- Fajnie – powiedziała, nie kryjąc irytacji – a może tak byś mnie puścił, zboczeńcu? W umowie nie było prześladowania seksualnego, o ile kurwa umiem czytać!
Na te ostatnie słowa chłopak zareagował szczególnie. Pochylił się tak, żeby ustami sięgać ucha dziewczyny i wyszeptał najeksowniej, jak umiał:
- Ćśśś – w jego uszach zlewało się to w jeden lepki słowny mus – Hej, spokojnie. Było fajnie, jak byliśmy dla siebie mili, więc starajmy się zaprzyjaźnić, dobrze? – zaćwierkał, a potem nie licząc na jakąkolwiek odpowiedź, złapał ją w pasie i przewiesił sobie przez ramię.
- JAKA PRZYJAŹŃ, JAKA CHOLERA PRZYJAŹŃ, CO TY OPOWIADASZ, MASZ MNIE NATYCHMIAST PUŚCIĆ, BOŻE, JESTEŚ POPIEPRZONY, TY NIE MASZ MÓZGU, ZOSTAW MNIE, ROZMIESZ? JESZCZE DZIŚ STEVE SIĘ O WSZYSTKIM DOWIE, NARESZCIĘ STĄD WYJDĘ, BOŻE, POSTAW MNIE CHOLERA! CZY TOBIE JUŻ NAPRAWDĘ COŚ SIĘ STAŁO W GŁOWĘ? JEZU, BOŻE, AŁA…
Malik usadził Charlotte z gracją na krześle, twarzą prosto do elegancko zastawionego do śniadania stołu, a potem bez słowa ulotnił się, by zaraz wrócić do wymiętolonej emocjonalnie dziewczyny z patelnią pełną jajecznicy hojnie ustrojonej szczypiorkiem.
- Bon apetit, kotku! Raz w roku pan służy służbie! – wykrzyknął niemalże, szczerząc się czerwonej z emocji dziewczynie w twarz, a potem postawił jej patelnię na talerzu – Przyjaźń, przyjaźń, pamiętaj! A co robią najlepsze przyjaciółki, jeśli nie gotują sobie jajecznicy?!
- Wsadzę ci tą patelnię w gębę – warknęła.
Chłopak przybrał smutna minę.
- Oj, chyba nie miałaś tego na myśli! Musimy nad tobą popracować. Hmm… - udał, że się chwilę zastanawia – Zaczniemy od zmiany bielizny.
Charlotte odruchowo spojrzała na biust, a widząc prześwitujący spod zroszonej londyńskim deszczem koszulki ukochany, znoszony biustonosz w główki hello kitty, pacnęła się z całej siły w czoło.
A Zayn zniknął.


- A tu jest, parobku, sypialnia.
- Nazwiesz mnie tak jeszcze raz, a dzwonię do szefa.
- No co. Jakoś się tu musimy urządzić. Żeby ktoś czasem nie pomyślał, że to ja tu robię dla ciebie. A poza tym, to twój szef o wszystkim wie. Zgodził się na ten przydomek, ba, jak na wszystko co mu podpowiem, a nawet wpadł na pomysł dopisania go do twoich akt. Czyż nie cudownie?
Gdzie ja, kurwa, żyję – pomyślała Charlotte, wchodząc przez kolejne białe drzwi do wielkiego pokoju, który, jak poinformował ją kochany współlokator, był sypialnią. Najchętniej olałaby sprawę i nie ruszyłaby się ze swojego nowego pokoju nawet na chwilę, zważywszy na stopień, w jakim Zayn zdążył już ją tego dnia wkurzyć, ale… no, najpierw powinna wiedzieć, gdzie ten pokój jest.
Czyli ten człowiek musiał ją jeszcze po nowym mieszkaniu oprowadzić.
Denerwował ją przeraźliwie. Strasznie. Okropnie. Czy człowiek tak może denerwować drugiego człowieka? Naprawdę, z całych swoich sił powstrzymywała się, żeby nie dać mu w twarz – tak po prostu, za łażenie przed nią i ględzenie tych samych pierdół podczas zwiedzania trzeciej łazienki. Irytował ją każdy jego ruch, denerwował ją sposób, w jaki ściągał koszulkę przez głowę nie krępując się ani trochę jej obecnością, jak łaził z nagim torsem tuż przed jej nosem, licząc, że jakkolwiek go skomentuje („Charlotte, nie patrz na moją klatę!” „Nie patrzę, Boże, naprawdę myślisz, że mnie interesujesz?” „Oj, sprośna jesteś, parobeczku” i tak w kółko). Taki typ człowieka.
A jednak. Bawiło ją trochę to wszystko.
Wstydziła się sama do tego przed sobą przyznać. To było takie… nie w stylu Charlie.
A tą klatkę piersiową to nawet… nawet była w porządku. W żaden sposób jej się nie podobała ani nawet nie zwracała jej uwagi, nie powodowała żadnego tam dreszczu czy ataku padaczki jak u tych trzynastolatek zazwyczaj na jego widok… Ale była w porządku. Nie do końca w jej stylu, taka… gładka i świecąca?, ale spoko. Jak dla niego, to spoko.
Nie musiała mu oczywiście tego mówić. Całe szczęście, jej umysł zostawał jeszcze tajemnicą.
Bo i tak nie umywa się do Prestona.
Zadrżała. Cholera, Preston.
Złapała się na tym, że nie pomyślała o nim jeszcze ani razu od rana. Niemożliwe. Zostawiła go samego. I cholera, nie odebrała żadnego połączenia, bo nie odciszyła telefonu, a potem zapomniała go sprawdzić. Pewnie siedzi obrażony w tej swojej galerii i obmyśla, jak długo będzie się „dąsał” zanim będą się kochać na przeprosiny, kiedy znów go odwiedzi. Charlie mimowolnie się uśmiechnęła, pozwalając niegrzecznym wspomnieniom z ostatnich tak zwanych Prestonowych przeprosin zawładnąć przez chwilę jej umysłem. Zaraz jednak znów poczuła się winna – co takiego zawładnęło jej umysłem, żeby zapomnieć o rytuale z własnym chłopakiem?
Odpowiedź brzmi: pan Wcale-Nie-Jestem-Irytujący Malik.
Z poczuciem winy weszła do pokoju i rozejrzała się dookoła. Wszechobecna biel była tu jakby lżejsza – główną ścianę pokrywała fototapeta sztormu, a na wielkim łóżku leżały wymyślne poduszki i zwinięte w rulon ciuchy.
Już tu kiedyś była.
Ale, zaraz.
- To jest sypialnia, tak?
- Zgadza się, parobuniu – zdrobnił ją znów, patrząc się na nią wzrokiem starszej siostry, wykorzystując przy tym swój wzrost. Charlie nie była niska, ale Zayn był oczywiście od niej wyższy. I to nawet sporo. Patrzył się więc teraz na nią zupełnie z góry, ciesząc się uzyskaną przewagą.
Charlie odwdzięczyła się spojrzeniem opiekunki z zakładu dla czubków.
- To dlaczego tu jest tylko jedno łóżko?
Na twarzy chłopaka malowało się prawdziwe zdziwienie.
- Nie wiedziałaś, że będziemy spać razem?
Dziewczynie opadła szczęka. Przysłowiowo, bo realnie to tylko zmarszczyła brwi, starając się myśleć logicznie i spokojnie. No i oczywiście hamować instynkty. Źle byłoby mu przylać, pomijając wszystkie okoliczności łagodzące. To taki tylko sprawdzian.
Zayn roześmiał się, widząc, jak dziewczyna bije się z myślami. Słodka.
- Ja zawsze śpię po lewej. Urządzisz się jak wrócimy.
- Wrócimy?
- No, ze sklepu. Nie mamy przecież nic do jedzenia.
- To nie możesz sam pojechać i kupić?
- A od czego mam tu służbę? – mrugnął do niej, a w niej się tylko zagotowało – Poza tym, parobku, nie umiem prowadzić.
Ciszę w pokoju wypełnił gromki, szczery śmiech Charlotte.


Poszło szybko. Ryzykowała dużo, ale tylko w ten sposób mogła się od niego na jakiś czas uwolnić. Liczyła tylko, żeby nie wpadł na pomysł podzielenia się tym ze Stevem.
Zawiozła go do supermarketu. Ofiarnie. Ubrana w okulary i kaptur, bo przecież mają jej nie rozpoznawać. Jakby się czymś wyróżniała. Żeby jeszcze miała zielone włosy… albo coś…
- Dobra, to bierzemy hamburgery. I piwo. Chcesz piwo?
- Nie, wypierdalaj, nie wpycham w siebie takiego świństwa!
- To teraz zaczniesz, odkąd jesteś w tym domu.
- NIE, BASTA, CHCESZ, ŻEBYM WYGLĄDAŁA JAK ŚWINIA?
- Jak piękna tłusta świnka? Już, parobku, wyglądasz.
I kiedy Charlie wywaliła na niego cały regał płatków śniadaniowych, mruknęła tylko „za dwie godziny wracam” i ulotniła się, zgrabnie wymijając ochroniarzy przy wejściu.
He-he-he, śmiała się tylko w duchu.
Szkoda takich dobrych płatków.

To nie był chyba dobry pomysł.
Charlie zatrzymała samochód pod blokiem Prestona i niezdecydowana zajrzała w jego okna. Doskonale wiedziała, które. Kiedyś siedzieli przed tym blokiem razem i liczyli jego położenie na każdy możliwy sposób. Pamięta, bo wylał jej wtedy Malibu na spodnie, a ona, w ramach odwetu, posklejała mu włosy piwem porzeczkowym. Jakie ona świństwa wtedy piła… Fu.
Firanka w oknie się nie ruszała – czyli nie było go w domu. Gdyby był, ruszałaby się – niezależnie od pory roku, Preston nastawiał wiatrak na to jedno okno, żeby odstraszać złodziei. Charlie nie wiedziała do końca, jaki to ma sens, ale cóż. Preston był dziwakiem i już do tego przywykła. Kochanym dziwakiem. Odpowiadało jej to w każdym razie.
Dlaczego bała się wysiąść z samochodu?
Było jej przykro. Zbyt przykro. To tak, jakby miała wejść do jego mieszkania z plecakiem kłamstw na plecach i uśmiechać się, jakby wszystko było normalnie.
Było jej smutno, że musi kłamać.
Niezawodna pamięć zaaplikowała jej grę w szczerość, której partyjkę ucięli sobie na początku znajomości, kiedy winda splotła im figla i zatrzasnęła ich oboje na cztery godziny.
- Czego najbardziej nienawidzisz w ludziach? – zapytała go, kiedy już wszystkie standardowe pytania o orientację, związki i ulubione pozycje seksualne dawno się skończyły. A on odpowiedział ciekawie. Bardzo, bardzo niebanalnie.
- Nienawidzę kłamstwa. Nie uznaję ludzi, którzy kłamią dla dobra. Kłamstwo nigdy nie jest dobrem. Ani tych, którzy nie doceniają wagi kłamstwa. Sprzedają jedno nieopatrznie, a potem okazuje się, że muszą je dalej ciągnąć w nieskończoność, wchodząc to w bagno jeszcze głębiej.
Westchnęła.
Rzuciła jeszcze raz spojrzeniem na okno w trzecim rzędzie, czwarte od góry, ósme od dołu, drugie z lewego i trzecie z prawego kąta na ukos, po czym przekręciła kluczyki i ruszyła z powrotem do supermarketu.
Londyn tymczasem szykował się do zimy.

___________________________________________
wracam po tygodniu nieudanych prób napisania tego rozdziału!
przepraszam że wypadł tak słabo, przynajmniej w mojej opinii. od jutra naprawdę biorę się za to opowiadanie, żeby nie skończyło tak znowu żenująco.

i jak wam idzie? sąsiadki przyjaciółki kochanki wiedzą już o frozen? (rzecz pierwsza)
otwieram od nowa aska charlie i innych bohaterów: błagam, zasypcie ją pytaniami, bo ostatnio tak strasznie mi o nie jęczy, że to przechodzi ludzkie pojęcie - nawet nei wiecie jak potrafi być marudna (rzecz druga)
poza tym, ktoś może by chciał załapać się na powiadamianie twitterowe? (: (rzecz trzecia)

zmykam powiadamiać was na tt, a potem spać
xoxo, tuman

26 komentarzy:

  1. PREEEEEESTON COME BACK I LOVE YOUUUUUUUUUUUUUU mimo że nie jesteś taki piękny jaki powinieneś być BO PEWNIEN TUMAN ZDECYDOWAŁ SIĘ ZNISZCZYĆ MOJĄ FAJNĘ WIZJĘ JOHNA, ale wybaczam













    miałaś spam na gadu ma ci to wystarczyć bejbi


    -twoje jajo


    ps. śmierdzisz

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, jak mi się podoba jak piszesz :O
    Super rozdział ;) poinformuj mnie jak będzie następny:
    TT: @cytrynowykaktus

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż... Rozdział jest jednym słowem świetny. ;) Już myślałam, że Zayn ją pocałuje gdy ją przyparł do tego blatu, ale nie. Szanowny Pan Malik jest na to zbyt wyrafinowany... I dobrze, że ona mu wysypała te płatki na głowę. Nooo... Tylko rzeczywiście szkoda trochę płatków... Czekam z niecierpliwością na następny :)
    @nobodyknowsxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz < 3 wspaniały rozdział < 3

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww, jaki genialny rozdział <3 jej sen to mnie rozwalił na łopatki, a ta akcja w sklepie z płatkami to wgle ;d uwielbiam twój styl pisania, a także te wszystkie przemyślenia bohaterki. Jesteś moim mistrzem! <3
    @Kramel97

    OdpowiedzUsuń
  6. Aww, jaki genialny rozdział <3 jej sen to mnie rozwalił na łopatki, a ta akcja w sklepie z płatkami to wgle ;d uwielbiam twój styl pisania, a także te wszystkie przemyślenia bohaterki. Jesteś moim mistrzem! <3
    @Kramel97

    OdpowiedzUsuń
  7. Aww, jaki genialny rozdział <3 jej sen to mnie rozwalił na łopatki, a ta akcja w sklepie z płatkami to wgle ;d uwielbiam twój styl pisania, a także te wszystkie przemyślenia bohaterki. Jesteś moim mistrzem! <3
    @Kramel97

    OdpowiedzUsuń
  8. UMRZYŁAM!
    myślałam, że nie mogę kochać Cię bardziej, ale myliłam się.
    no po prostu zajebiste!
    parobuniu <333333333
    a za prestonem aż zatęskniłam, nie wiem czent :c
    kocham charlie, po prostu dziewczyna jest loffki loffki fantastico!
    czekam na IV!
    merry christmas, love!
    xoxoxo,
    m.

    OdpowiedzUsuń
  9. HEJ, CZY MOGŁABYŚ POWIADAMIAĆ MNIE O NOWYCH ROZDZIAŁACH? :********

    @unip0rn

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział ;p Wcale nie nudy, wszystko coraz bardziej się rozkręca. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Matko, ten rozdział jest ge-nia-lny. Warto było na niego tyle czekać <3
    Nawet nie umiem opisać tego, jak bardzo mi się podoba! UWIELBIAM :D ~J.

    OdpowiedzUsuń
  12. ASDGASDFASDS *o* Kocham Cie <333 Rozdział jest meganiesamowityświetnyrewelacyjny XDD no to czekamy na czwóreczkę ;D x

    OdpowiedzUsuń
  13. dopiero przeczytałam trzeci, i już nie m0oge sie doczekać czwórki....

    OdpowiedzUsuń
  14. Kocham twoje opowiadanie *____________________*
    Czekam na natepny rozdzial <3

    @OfficialNatasza

    OdpowiedzUsuń
  15. Hahahah :D Sytuacja "poranna" zwaliła mnie z nóg :D
    Oby tak dalej :)
    Natchnienia życzę:) oraz Wesołych Świąt :*
    Blond xoxo

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapraszam do poczytania i skomentowania bloga http://onedirection-opowiadaniebyklaraii.blogspot.com/ . W życiu Amy dzieje się różnie, wiele przeszła. Wakacje, niezwykłe chwile spędzone z Harrym, cudowna noc. Lecz w ciągu kilku miesięcy wszystko się zmienia.... Natarczywe fanki, lęk o własne życie. Co się stanie ? Jak potoczą sie losy bohaterki ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to przeczytaj moje może najpierw a nie mi przychodzisz bezmyślnie spamować, geez

      Usuń
  17. jesli mozesz to powiadamiaj mnie o nowych rozdzialach :) x @awwKasia xx

    OdpowiedzUsuń
  18. oooo widze BLINK 182 ;d
    porażające opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  19. jestem pod OGROMNYM wrażeniem! potrafisz utrzymać swój styl pisarski, który jest naprawdę dobry i przy tym tworzysz cudo. Zayn i Charlie są genialni, za każdym razem kiedy mają ze sobą kontakt mam ochotę ich do siebie przyciągnąć żeby się pocałowali, bo to jest takie urocze jak się kłócą! i widać, że doskonale do siebie pasują. mimo, że mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, to marzę o tym, żeby zobaczyć jak dwójka osób z takimi wybuchowymi charakterami żyła by w związku. Było by zapewne bardzo ciekawie ;)
    jednak nie łatwo jest mi przyznać, że uważam, że Preston jest po prostu, przecudowny i szkoda, że Charlie się od niego oddala ;(
    no ale czas okaże co się stanie na końcu :)

    rozdział cudowny, czekam na dalsze!

    - h.

    OdpowiedzUsuń